Heh, signum temporis: doczekałem czasów, w których ktoś pyta o saturator... To było urządzenie do nasycania, czyli saturacji wody (zwykłej kranówy czerpanej z pobliskiego ujęcia, np. w sklepie) dwutlenkiem węgla z kranikiem i takim "bidetem" do płukania szklanek. Woda mogła być dodatkowo z sokiem. ze względów sanitarnych zakazane na początku lat 90. Z tych samych powodów taką wodę nazywano gruźliczanką.
Trochę krzywdząca to była nazwa , bo miliony ludzi ją piło i jakoś nikt zabardzo na nią nie narzekał wtedy i o chorobach się nie słyszało, a teraz wszystko kapslują i też nie wiadomo do końca co w butelce się znajduje
W zasadzie racja, też nie znam nikogo kto by choćby gorączki, czy rozwolnienia po tym dostał, ale może ludzie silniejsze organizmy mieli, no i raczej świadczy to o tym, że kranówa w smaku była ohydna, ale odkażona, tylko ten system płukania szklanek był nieszczególny
Szklanki stosowano do czasu aż ktoś nie zapadł na czerwonkę. Wprowadzono wtedy jednorazowe kubki. To była nowość przy saturatorach, ale trzeba było płacić dodatkowo za ten plastik. Potem sprawa przycichła i wrócono znów do szkła a potem znów sanepid zrobił swoje i wszystko później padło.
A pamiętają może niektórzy radzieckie automaty do sprzedaży takiej wody? Dwa takie stały na Dworcu Głównym, a szklanki przymocowane były łańcuchami - "Miś" Bareji się kłania.
Dla tych dla których saturator byl za drogi (woda bez soku -30 gr. z sokiem 1 zł) byl jeszcze hydrant , taki z dżwignią po drugiej stronie ulicy gdzie mozna bylo sie napic do syta za darmo. Problem - struga wody miala 5 cm srednicy i pelne cisnienie !
Na tych nieszczęsnych "wodopojach" powieszono już sporo psów przy, także przy okazji innych zdjęć:)). Tymczasem, mamy tu świetny dokument jak wyglądał tamten, skromny i biedniutki plac.