Wrocławska przygoda gen. Połbina tak naprawdę, zaczęła się na jednym z lotnisk polowych pod Piotrkowem Trybunalskim. Pod koniec stycznia odwilż zmiękczyła i zamieniła polowe pasy startowe w breję uniemozliwiając starty bombowcom Połbina. Sam generał nie chcąc trwać w bezczynności, osobiście poleciał do dowódcy 2 armii powietrznej Stiepana Krasowskiego prosząc go o przniesienie bliżej frontu na betonowe lotnisko. Swoją prośbę motywował chęcią walki z nieprzyjacielem oraz oszczędnościami dotyczącymi długości przelotu do miejsc w których front miał swoja linię na Dolnym Śląsku. Zaproponował Brzeg nad Odrą jako docelowe lotnisko dla swoich maszyn. Był tam betonowy pas startowy, którego wycofujące się oddziały niemieckie nie zdążyły zniszczyć. Z początku dowódca nie dał się Połbinowi przekonać, póki ten nie oświadczył, że na lotnisku stacjonują już radzieckie myśliwce lejtnanta Riabcewa - ławoczkiny z eskadry "Mongolski Arat". Połbin dostał zgodę na wstępne przebazowanie. Nie przeniósł do Brzegu jednak wszystkich maszyn korpusu ale zabrał ze sobą trzy pierwsze eskadry. Były to pierwsze eskadry bombowe stanowiące niebagatelną pomoc dla wojsk rosyjskich otaczających "Festung Breslau". Posiadały na miejscu osłonę mysliwską w postaci ławoczkinów z kilku eskadr 322 dywizji oraz wcześniej wspomnianą eskadrę "Mongolski Arat".
Na miejscu, w Brzegu po wylądowaniu okazało się, że owszem jest paliwo i uzbrojenie ale systematyczne dostarczanie bomb może sprawić kłopot i opóźnienia w związku z odległościami do zaplecza zaopatrzeniowego (kilkaset km). I z tym sobie Połbin poradził adaptując samoloty Pe-2 do bomb dużego kalibru 1000 kg jakie zostawili Niemcy na lotnisku w Brzegu. Problem zapalników o innych wymiarach jak rosyjskie także rozwiązał - choć w niekonwencjonalny sposób.
Gdy okazało się, że rosyjskie zapalniki dostarczone z zaplecza frontu są innej średnicy niż otwory w bombach z nakrętek aluminiowych znalezionych w brzeskiej fabryce silników zrobiono przejściówki tak by zapalniki dały się wkręcić. Udało się to w każdym przypadku i bomby zostały uzbrojone. Właśnie te 1000 kilogramówki otworzyły z zachodu drogę 17 korpusowi prącemu na Wrocław. Walki odbywały się tak blisko lotniska, że mechanicy śledzący losy eskadr Połbina obserwowali trafność zrzutu z wieży znajdującej się na lotnisku.
Na początku lutego jednostki 359 dywizji piechoty wyszły z Kątów Wrocławskich i ruszyły na "Festung Breslau" od połudiowego - zachodu. Wtedy to, w dniu 10 lutego 1945 roku nadszedł pierwszy chrzest bojowy dla eskadr Połbina nad płonącym "Festung Breslau". Celem nalotu był cmentarz na Oporowie a szczególnie zabudowania kostnicy i krematorium na oporowskim cmentarzu. Kurs jakim nadleciał Połbin nad ów rejon przedstawiał się nastepująco: Brzeg - Psie Pole - Strzelin - Oporów i powrót tą samą trasą. Tak wytyczony szlak minimalizował zestrzelenie bombowców Połbina przez niemiecką obronę przeciwlotniczą. O świcie 10 lutego 1945 r. 27 Pe-2 dowodzonych przez Połbina podnosi sie z brzeskiego lotniska niosąc niemieckie 1000 kilogramówki nad wrocławski Oporów. Lecą na pułapie do 2000 m na Psie Pole, Strzelin. następnie mijają komin wrocławskiej cukrowni i wieżę klecińskiego kościoła (na której Rosjanie mieli punkt obserwacyjny) i nurkuja na Oporów. Przy wyjściu z nurkowania i zrzuceniu bomb Połbin jak reszta pilotów traci na chwilę przytomność wskutek przeciążenia. Cele jednak zostają osiągnięte i zniszczone. Bombowce generała ostrzeliwane są spomiędzy domów pracowników Linke - Hofmann- Werke, gdzie rozlokowano stanowiska obrony przeciwlotniczej. Podczas zadania samoloty Połbina osłaniają ławoczkiny Riabcewa. Zadanie zostało wykonane bez strat i z sukcesem, bowiem po ataku oddziały 309 dywizji piechoty zdobyły fragmenty kolejowego nasypu, staw, łąkę w Parku a Niemcy wycofali się za cmentarz w okolice dzisiejszej ulicy Odkrywców. Następnego dnia 11 lutego 1945 roku Połbin miał 40 urodziny. Dostał wyraźny zakaz lotów jako generał od Krasowskiego a mimo to nie wykonywał tego rozkazu zawsze lecąc ze swoimi żołnierzami. Zadanie na Oporowie choć udane nie było do końca wykonane. Połbin chciał inaczej je wykonac niż te z 10 lutego. Zamierzał uderzyć na skróty, lecąc nad miastem chroniony przez kłęby dymu z niego się wydobywające. Miał to byc jego 158 lot. Nad Wrocławiem zamierzał tego samego dnia dojśc do 160.
11 lutego o świcie sprawdził zamocowania bomb, przeglądał mapy nawigatorów, rozmawiał z pilotami wydając ostatnie dyspozycje a do głównego nawigatora pułku powiedział:
- Wiesz Sasza, mam jakieś głupie przeczucia.....To mój 158 lot i czuję, że z niego nie wrócę. Wyslij list (do żony i dzieci), leży na radjostacji.
Poleciał w pierwszej trójce na "Festung Breslau" i jako jedyny już nie wrócił
Rozkaz wydał sam Głuzdowski. Zadzwonił i przekazał informacje, że potrzebna jest wsparcie lotnicze dla kolejnego ataku na Breslau. Był 11 luty 1945 roku. Połbin ze względu na szarżę nie musiał lecieć lecz zdecydował inaczej. W samolocie oprócz niego był także nawigator Michaił Konstantynowicz Zarukin i Władimir Aleksandrowicz Orłow (radiotelegrafista-strzelec). Za zadanie mieli atak na niemieckie pozycje w południowo - zachodniej części miasta. Wystartowało 9 maszyn Pe-2, a w pierwszej sam Połbin. Był to jego 158 lot i dzień 40 urodzin. Po wykonaniu zadania i zrzuceniu bomb w drodze powrotnej dostał bezpośrednie trafienie z działa przeciwlotniczego. Orłow wspominał, że zdążył spostrzec, jak Połbin zalał sie krwią i głowa obsuneła mu sie do przodu. Potem cześć kabiny bombowca oderwała się i ślad po generale zaginął. Do dziś pomimo poszukiwań przez radzieckie czynniki wojskowe ciała generała nie znaleziono choć niektóre źródła podają, że po wyzwoleniu znaleziono je na Ostrowie Tumskim.
Ostatecznie ustalono, że zginął w rejonie Grabiszyna - Oporowa.
Jedna z ulic Kozanowa i szkół otrzymała jego imię.
bonczek/hydroforgroup/2006 - Kalendarz Wrocławski 1981, "Minuta nad twierdzą" Wiesław Fuglewicz MON 1977.