grzesiek
| 2005-06-17 14:43:25
To co w zdumienie wprawiło obecnych przy rozładunku celników i wopistów, nie było niczym dziwnym. Każda ładownia na barkach, miała drewnianą podłogę, a pod nią były zęzy. Puste przestrzenie między grodziami, po kilkadziesiat w każdej ładowni, o pojemności ok. 250-300 L każda, stanowiły standardowy schowek dla przemycanego towaru. Nad nimi było 100 do 200 ton ładunku. Afera z ujawnioną próbą przemytu na BM-5518, była charakterystyczną wpadką w owych czasach. Ten kto wywoził z Polski zabytki, nie mógł liczyć na pobłażliwość polskich służb. Ale jeśli już wpłynął do Berlina Zach. lub BRD, mógł odetchnąć. Lecz przemycając papierosy czy alkohol, po polskiej stronie groził mu co najwyżej przepadek trefnego towaru, a po niemieckiej większe konsekwencje. Ciekawostką tamtej sprawy jest fakt, że kapitan tamtej barki, podobno bardzo szybko po rozprawie sadowej, pojawił się w Braunschweigu. Ale ja go tam nie widziałem.
bonczek/hydroforgroup/
| 2005-06-17 14:57:35
Przyznam szczerze, że nie miałem pojęcia, że barki mają w ładowniach drewniane podłogi. Co do nazwy przejścia granicznego nazwę zaczerpnąłem z podanego źródła.
Dzieki za informację :-)
jacekq
| 2005-06-17 15:02:38
"Wrocławskie służby milicyjne i bezpieczeństwa coś tknęło" - takie niby przeczucie? Czy może raczej bystre, ORMO-wskie oczy?
Festung
| 2005-06-17 15:21:33
W tamtych latach mówiło się, że było dużo śledzi- jeden drugiego śledzi.
|
||||||||||||||||||||||