Jesteś niezalogowany
NOWE KONTO

Polski Deutsch

      Zapomniałem hasło/login


ä ß ö ü ą ę ś ć ł ń ó ż ź
Nie znaleziono żadnego obiektu
opcje zaawansowane
Wyczyść




pl. Muzealny, Wrocław
Virzzz: Mam zwidy czy na lewo od torowiska tramwajowego ?
Chrzanów
Agnieszka Węgiel: Witam, błąd ulicy. Właściwy adres Chrzanów ul. Dobczycka 6
Budynek nr 4 (dawny), ul. Sienkiewicza Henryka, Dzierżoniów
Krzysztof Bach: Prawdopodobnie jakby się zachował do naszych czasów nosił by nr 5, ponieważ 4 ma po przeciwnej stronie dawny hotel Polonia.
Klub policyjny Śnieżka, pl. Muzealny, Wrocław
Virzzz: Urządzenia do pomiaru czasu noszone na wszelakich kończynach to chyba też oni....
pl. Narutowicza Gabriela, Leśnica
kitapczy: Widok na zachodnią pierzeję rynku z ul. Kościelnej. Po lewej widoczny hotel Fiebaga, po prawej Restaurant zur Reichshalle.
pl. Narutowicza Gabriela, Leśnica
kitapczy: Nieistniejąca współcześnie dawna zabudowa pierzei południowej z narożnikiem południowo-wschodnim.

Ostatnio dodane
znaczniki do mapy

Alistair
Alistair
kitapczy
TW40
Hellrid
Hellrid
TW40
pavelo
TW40
kitapczy
TW40
Wolwro
Wolwro
Wolwro
Wolwro
Sendu
Sendu
Mmaciek
Mmaciek
Sendu
Wolwro

Ostatnio wyszukiwane hasła


 
 
 
 
Tymoteusz Karpowicz we Wrocławiu
Autor: Waclaw Grabkowski°, Data dodania: 2009-08-27 20:45:48, Aktualizacja: 2009-08-27 20:45:48, Odsłon: 2447

,,Nawet zając, jak się go przyciśnie, zbuduje kolej żelazną”
25 lutego 2000 r. Wyruszam z domu w rozgrzane słońcem ulice Wrocławia. Na placu Dominikańskim wielka budowa, ponad którą dźwigi ruchliwe. Niegdyś był tu plac Feliksa Dzierżyńskiego, ,,Krwawego Feliksa”. Teraz powstaje ,,Galeria Dominikańska” centrum handlowo-usługowe. Betonowa szara budowla przysłania już kościół św. Wojciecha. Na prawo, przy fosie nie ma śladu po ,,Panoramie”. Powstaje hotel ,,Merkury”. Wchodzę w ulicę św. Wita, a tam wykop głęboki. W dole plecy archeologów, coś wygrzebują, centymetr po centymetrze, gliniane skorupy naczyń z nabożnością wznoszą ku światłu, z ziemi pamiętającej początki ludzkiego osadnictwa. Idę kawałek Wita Stwosza i skręcam w Krowią. Już niedaleko Nowy Targ. Przed Domkiem Romańskim czarna limuzyna. Nie zaglądam do niej, lecz wyobrażam sobie, że siedzi tam poeta i profesor Tymoteusz Karpowicz, przybyły ze Stanów Zjednoczonych. Na sali pusto, dopiero szesnasta trzydzieści.

Siadam na krześle w przedostatnim rzędzie. Pojawia się dziennikarka Elżbieta Sobala i jej ludzie z kamerami na ramionach. Z tyłu jakiś tumult i gorączkowe rozmowy. Odwracam się zaciekawiony, to Karpowicz średniego wzrostu poeta, o bardzo ujmującej powierzchowności, otoczony przez artystów, mówi powoli i wyraźnie, lecz bardzo cicho. Słyszę strzęp wyznania.

– ... w Chicago, napadli na moją żonę, mocno ją pobili.

Na salę wbiega, pełen energii Jerzy Kos, poeta, prozaik, prezes SPP, i zamaszyście podąża ku Karpowiczowi. Krótkie przywitanie ze znakomitym gościem i rekonesans po zebranych w Domku. Zauważa mnie, wyciąga w moją stronę rękę.

– Zaraz przedstawię pana Karpowiczowi.

Robi do mnie oko i podąża ku stolikowi, przy którym czeka na niego reporterka z radia. Po niedługim czasie wraca, dołącza do wianuszka osób otaczających Karpowicza. Wstaję i niepewnie zbliżam się do nich. Prezes bierze mnie pod rękę i prowadzi przed oblicze mistrza.

– Przedstawiam ci młodego, wrocławskiego prozaika.

Wymawiam swoje nazwisko i wyciągam rękę. Ściska mnie delikatnie, spoglądając, jak się patrzy na człowieka, którego widzi się pierwszy raz w życiu.

– Ma numer pięćdziesiąty dziewiąty – ciągnie Kos. – Stowarzyszenie nie może przekroczyć magicznej liczby sześćdziesięciu członków. Gdy kogoś przyjmujemy, zawsze któryś umiera.

Karpowicz milczy, ja także, myśląc ze zgrozą, o tym czego się dowiedziałem.

– Marianna Bocian zawsze pana wspomina – mówię wreszcie.

Nie reaguje, tylko patrzy na mnie spolegliwym okiem i uśmiecha się ledwie dostrzegalnie. Odchodzę, przypominając sobie relację Marka Garbali z jednego, bardzo burzliwego spotkania w ,,Odrze” między Marianną Bocian a ówczesnym redaktorem Karpowiczem.

Sala się zapełnia. Wchodzi, w białym prochowcu, Janusz Styczeń. Działa na mnie przyciągająco.

– Cześć Wacław!

Poznaliśmy się na bankiecie w Wydawnictwie Dolnośląskim. Podarował mi wtedy swoją książkę Wieczna noc miłosna.

Karpowicz na jego widok ożywia się.

– Oto poeta prawdziwy.

Domek Romański wypełniony po brzegi. Ekipa telewizyjna włącza jaskrawe oświetlenie. Krótki wywiad z Karpowiczem. Po wywiadzie staje przed publicznością Jerzy Bogdan Kos

– Wszyscy jesteśmy poddani presji upływającego czasu. Aby go na pewien czas zatrzymać wystarczy prosty zabieg: należy przywołać świadka, który razem z nami uczestniczył w dawnych wydarzeniach. Obecność wśród nas
Tymoteusza Karpowicza sprawia, że ożywają dawne wspomnienia, a przeszłość nabiera barw. Poeta Tymoteusz Karpowicz jest członkiem naszego Stowarzyszenia, mimo że żyje w USA. Zachował we Wrocławiu nawet mieszkanie. Jego numer telefonu jest ten sam, co przed laty.

Po nim na długi czas zabiera głos Bogusław Kierc. Wykwintnym językiem wspomina wydarzenia związane z wystawieniem sztuki Karpowicza w Hiszpanii.

– Po spektaklu publiczność padła na kolana.

Zwraca się do mistrza:

– Cóż można jeszcze powiedzieć o tak znakomitym poecie?

Podnosi się z krzesła Henryk Wolniak.

– Na kolana! – rzuca prowokacyjnie, z uśmiechem.

Bogusław Kierc głośno się śmieje, zginając lekko kolana. Karpowicz wstaje.

– Nie trzeba! – protestuje.

Jednak Kierc z rozwaga przyklęka na jedno kolano.

– Ale miało być na kolana, a pan przyklęknął na jedno – krzyczy któryś z głębi sali.

Kierc przyklęka na obydwa kolana i chyli przed mistrzem głowę. Sala wybucha oklaskami.

Po owacjach Karpowicz czyta swoje wiersze napisane dwadzieścia lat temu. Opowiada o swoich podróżach.

– W Chinach przedstawiono mi człowieka układającego patyki na polu. Spytałem towarzyszącego mi komisarza, co on robi? Odpowiedział, że tworzy sztukę tak, jak potrafi. Jest największym poetą tej prowincji, mimo iż niepiśmienny. Artyści są wszędzie. Siła pchająca ku sztuce jest taka sama u ludzi wykształconych, jak i niewykształconych. To stan ducha i błędem jest określanie tym mianem tylko tych, co piszą wiersze.

Poeta mówi, że:

– W zmienności jest sens. Przeciwności są nieuniknione, i z człowiekiem dzieje się to samo, co z całym światem. Dobro i zło, ciemność i światło, ciepło i zimno – wszystko to nas czeka i jest naszą niezbywalną cechą.

O żelazie ze smutnym uśmiechem:

– Żelazo chce się bić. Ludzie naprodukowali tyle narzędzi zbrodni, że samo dąży do walki.

Myślę: a co z bronią nuklearną i chemiczną? Żelazo da się rozbroić, ale z tamtym o wiele trudniej.

O artystach: Absolutnie przeciwstawiam się krytykom wskazującym artystom drogi. Udowodniono, że od czasu powstania na Ziemi zjawisk atmosferycznych, nie spadły dwa takie same płatki śniegu. Tak samo jest z artystami. Nie jest ważne skąd czerpią siłę. Może to być Bóg, a także coś innego, w co niezłomnie wierzą.

Poeta przypomina zdarzenie z młodości, gdy Jerzy Putrament zachęcał do tworzenia socjalistycznej literatury.

– Podałem w wątpliwość tworzenie na przykład subiektywnego świata bohatera w realiach socjalistycznych. Na to odpowiedział Putrament: ,,Nawet zając, jak się go przyciśnie zbuduje kolej żelazną”.

Jarosława Iwaszkiewicza zalicza Karpowicz do wielkich pisarzy, na co z sali dobiega nieśmiały protest.

– To prawda, że o Sławie i chwale mówiono wtedy wśród młodych: ,,Sława i chała”, ale Iwaszkiewicz stworzył także wielkie dzieła.

Zalega na dłużej cisza. Wstaje Mieczysław Orski, poeta, znawca literatury, redaktor naczelny miesięcznika ,,Odra” i zwraca się do szanownego gościa:

– Pan był prekursorem nowej poezji, którą pociągnęli Stanisław Barańczak i inni – wypowiada z rozmysłem ważną myśl.

– Nie miałem w owym czasie świadomości, że tworzę coś nowego – odpowiada skromnie Karpowicz. Dziękuje jednak Orskiemu za inspirację i wysnuwa długi wywód o warsztacie poetyckim.

Brunet z pierwszego rzędu wywołuje owację, wstaje i klaszcze na stojąco.

Odzywa się Stanisław Pasternak, poeta i pilot. Rozmawia z poetą, jak ze starym znajomym (Wilniuki). Przypomina, że kiedyś, w Afryce czytał swemu mechanikowi wiersz o żelazie. Lecieli z opryskiem na dalekie pola, lecz w nocy musieli wylądować w sawannie.

– Znamy się jak łyse konie, przeczytaj ten wiersz – prosi znamienity gość.

Pasternak wymiguje się.

– Stasiu, masz piękny sad – zachęca pochwałą.

– Mam sad, ale nie wiem, czy piękny – przekomarza się poeta-pilot. – Jak do mnie przyjedziesz, to przeczytam.

Poeta pokazuje pismo wychodzące w Chicago,,2B”. Promuje tam polską literaturę w osobach Wisławy Szymborskiej, Stanisława Barańczaka, Czesława Miłosza, Olgi Tokarczuk.

– Pismo upada, a to z przyczyny przerwania sponsoringu przez polonię amerykańską, na której czele stoi prezes Moskal. Jeżeli nie dostaniemy dotacji, gazetę przejmie uniwersytet i na jego łamach zaistnieje literatura rosyjska, białoruska, litewska. Będąc w Warszawie rozmawiałem z ministrem Bronisławem Geremkiem i marszałkiem sejmu Maciejem Płażyńskim, ale skończyło się na obietnicach.
Wacław Grabkowski


Zdjęcie nr 1
Zdjęcie nr 2
Zdjęcie nr 3
zdj. nr 2. (z dnia 22.10.2000 r.) Stoją od prawej: nn, Jarosław Broda (dyr. Wydz. Kultury Urz. Miejskiego), Rafał Dutkiewicz (prezydent Wrocławia), Jerzy Bogdan Kos (b. prezes SPP), ks. abp Marian Gołębiewski (Metropolita Wrocławski), Eugeniusz Dębski (prezes SPP)

Fotografie: Wacław Grabkowski

Cmentarz Osobowicki

/ / / /
/ / / / /
maras | 2009-09-30 15:44:40
Panta rei. Wzruszające wspomnienie. Zastanawiam się czy nie warto postarać się o nazwanie jakieś nowo tworzonej ulicy, Jego imieniem. Myślę, że powinno tak się stać.
Waclaw Grabkowski | 2013-04-14 10:03:50
Marku, na pewno miasto kiedyś sobie o tym przypomni i będzie ulica Jego imienia.
zonia | 2013-04-14 11:12:27
Tak, wzruszające wspomnienia.