Siedzimy sobie rodzinnie i spokojnie w domu, bo godzina raczej późna (zaraz po północy) i nagle słyszę krzyk córki –„ Tato pali sięâ€.
Nagle cała senność mnie odeszła i dopiero po chwili zorientowałem się, że pali się coś na zewnątrz mojego mieszkania. No to już jest lepiej pomyślałem sobie.
Tym samym ustąpiła największa adrenalina, zastępując ją mniejszą w postaci zadania sobie pytania, co tu można zrobić. Ano trzeba szybko zadzwonić po dzielnych strażaków. Nie wiem czy pamiętacie, ale kiedyś obywatel oprócz powiadomienia 998 miał obowiązek sam gasić pożar teraz bez przeszkolenia nie powinien się raczej zbliżać do płomieni. Pewnie takie telefony wykonali parę minut wcześniej lokatorzy mieszkający dosłownie naście metrów od miejsca pożaru. Telefon wykonałem i czekamy. Minuty płyną a piękny dwumiejscowy Mercedes pali się jak jasna cholera. No gdzie ci strażacy? Zadzwoniłem ponownie i pan na centrali poinformował mnie, że niestety wozy z Borowskiej rozdysponowano i jedzie do nas wóz z Krakowskiej. Musicie wiedzieć, że był to jeden z tych dni, kiedy ulice ściął mrozik i dzielni strażacy też pewnie mieli tego świadomość jadąc wozem napełnionym paroma metrami sześciennymi wody. Sporo, więc minut upłynęło zanim pierwsze strumienie ze strażackiej sikawki zaczęły okiełznywać czerwonego kura.
Gaszenie trwało krótko i sprawnie. Emocje w domu mym opadły i poszliśmy spać. Na drugi dzień, gdy robiłem fotę spalonego Mercedesa miły pan Policjant zagadnął mnie czy nie wiem czegoś o tej sprawie. Powiedziałem mu tyle, co wiedziałem a on w zamian podzielił się informacją, że ten Mercedesie to nad ranem zapalił się po raz drugi. Gdy odjeżdżali strażacy miał jeszcze przód cały. Nad ranem spłonął doszczętnie. Pan Policjant domniemywał podpalenie, ale przecie jest też możliwość, że pożar ponownie się odnowił.
No i tak to zrobiłem fotki do tego mini artykuliku prawie nie wychodząc z domu.
Kiciek