Dzisiaj już nie ma takich knajp, jaką była św. pamięci Artystyczna. Była ona zlokalizowana w podwórku przy Ofiar Oświęcimskich tak za garażami, które są vis a vis Kredyt Banku. Dokładnie wejście do podziemi było na podwórku kamienicy przy ul. Świdnickiej 5. Schodziło się do niej pod ziemię po wątpliwej jakości schodach. Luksfery zapewniały trochę światła dziennego. Można je zobaczyć (to te szklane okienka w chodniku) na zdjęciu obok (podkreślone na żółto). Knajpa była dwu poziomowa (z antresolą) malutka i mroczna. Z tego, co wiem to wykończeniem wnętrza zajmował się Gruzin. Bywalcy doskonale skojarzą nicka z twarzą. Gruzin to był aparat, co się zowie. Chodził charakterystycznym chodem, ponieważ kiedyś miał wypadek. Wpadł pod pociąg pracując dla PKP. Dzielni lekarze uratowali mu część stopy.
Zapytacie a co było takiego wyjątkowego w tym miejscu?
No to jest dobre pytanie, bo tam wszystko było inne niż jest to na przykład w tak zwanych lansowych klubach, pubach czy jak tam je tera nazywają. Artystyczna nie miała żadnego szyldu, bo nie był on potrzebny. Trafić tam mogli tylko stali bywalcy lub ci, co przybywali tam z ich polecenia. Kiedy pierwszy raz trafiłem do Artystycznej to nie mogłem uwierzyć, że w centrum miasta jest taka knajpa. Po zejściu na dół od razu rzucał się w oczy strzelający wesoło iskrami kominek. Każdy mógł sobie upiec w nim swoją kiełbaskę. Największym aparatem był sam właściciel Jurek. Jurek chyba nie miał we krwi zarabiania pieniędzy, bo pozwalał gościom na takie dziwactwa, które nie mieściłyby się pewnie w kanonie dzisiejszego pubu nastawionego na maksimum zysku. Jurek był trochę podobny do młodego Johna Cleese. Jak ktoś mu się spodobał to zezwalał na własną konsumpcję napojów procentowych byle nie byłoby to zbyt ostentacyjne. W kąciku znajdowała się specjalna loża dla VIP-ów i tam już oficjalnie można było konsumować wodę rozmowną pod warunkiem, że był do niej sponsor.
W Artystycznej bywały dziwne postaci wrocławskiego półświatka takie jak Tedi, Siudy, Sołtys, piękna Dolores, Słoń, Długi. Siudy na przykład potrafił położyć się na podłodze, bo naszło go spanie a nikt jakoś nie był taki odważny, aby go obudzić. Oj czasami to się działo w Artystycznej. Kiedyś jeden Kolo zaczepił panią D. Facet myślał, że to łatwa zdobycz. Postronni tłumaczyli mu żeby znalazł sobie inny obiekt adoracji, bo to nie skończy się dobrze dla niego. W końcu namolny facet został potraktowany „różyczkąâ€. Krew się lała dosłownie bez literackich metafor. Właściciel Jurek miał taki patent na brak piwa. Jak skończyły się jego zapasy prosił kogoś znajomego, co by poszedł po dwie skrzynki do Pana Jana. Pan Jan był to wtedy taki sklep całodobowy na Placu Solnym w miejscu dzisiejszych lodów La scala (lub zaraz obok).
Jurek w ogóle był bardzo rozrywkowy koleżka i potrafił przekazać jakiemuś znajomemu klucze od knajpy, który stawał się jej włodarzem na jedną noc. Mówiono, ze Jurek miał tam jakieś problemy np. z Sanepidem, ale kto by na to zważał. Stali bywalcy starali się zamanifestować swoje przywiązanie do Artystycznej przynosząc swoje osobiste przedmioty, które wisiały nad barem. Każda większa ulewa powodowała wlewanie się wody do knajpy. Wtedy obecni na miejscu pomagali wiadrami ją wylewać.
Można było spotkać w Artystycznej Harego, to był taki nasz lokalny Rysiek Riedel. Trochę bezdomny trochę bluesman. Umarł po spożyciu trefnego alkoholu kupionego w pokątnym miejscu. Jego pogrzeb zgromadził grono muzyków wrocławskich a stypa odbyła się w Selawi.
Byłem w piwnicy gdzie była Artystyczna w 2005 roku. Sam szukałem miejsca na knajpę, bo taką miałem wizję. W środku wszystko było zdemolowane. Odkryłem jednak coś nowego. Na półpiętrze odnalazłem wejście do dużej sali, która dziesięć lat temu była podobno zasypana gruzem. Była ona dużo większa od pomieszczeń Artystycznej. Szukałem parę dni temu look sfer w suficie (były też po tej stronie), ale chyba zalano je asfaltem. Trudno jest zrobić fotki, bo jak się domyślacie wszędzie stoją te przeklęte samochody. Aha jeszcze nie powiedziałem, że pierwszym pomieszczeniem, jakie znajdowało się na trasie zejścia po schodach do Artystycznej był węzeł cieplny. Ten był z kolei zajmowany przez bezdomnych. Urywali oni po prostu kolejne kłódki i to było ich królestwo. Wiadomo zimą nie musieli płacić za ogrzewanie.
Po rozmowie z panią mieszkającą tam od dawna (w kamienicy przy Świdnickiej) dowiedziałem się, że wcześniejszym przeznaczeniem piwnic była kotłownia. Dodam, że na tym podwórku są jeszcze inne wyjścia zapasowe z innych podziemi.
To tyle. Chciałem wam trochę przybliżyć tego miejskiego folkloru, który już ginie, bo wypiera go ten nasz elegancki świat pełen blichtru i pozorów. Ja zawsze pozostaję zwolennikiem nie tylko pięknej architektury tego pięknego miasta, ale i zjawisk, jakie mu towarzyszą. Tak se myślę, że kamienie bez swojej historii są tylko dodatkiem do ludzi, którzy tworzą to miasto. Oczywiście oprócz folkloru jest trochę wiadomości dla poszukiwaczy - patrz schemat pomieszczeń.
Kiciek miejski włóczęga