Marianna Bocian
Urodziła się 24 kwietnia 1942 r. we wsi Bełcząc na Lubelszczyźnie. W latach 1962 – 1967 studiowała filologię i filozofię na Uniwersytecie Wrocławskim. Debiutowała w 1968 r. tomem wierszy pt. ,,Poszukiwanie przyczyny” (pod pseudonimem Janusz Bełczęcki).
Twórczość: ,,Poszukiwanie przyczyny (1968), ,,Wieża Babel pospolita” (1972), monodram ,,Odejście Kaina” wyk. W. Komasa (1973), ,,Narastanie” (1975), ,,Proste nieskończone” (1979), spektakl poetycki ,,Bieg żywych” w Teatrze Poezji ,,Signum”, ,,Przestrzeń w poezji konkretnej” (1979), ,,Odejście Kaina” (proza, 1979), ,,Actus hominis” (1979), ,,Ograniczone z nieogranicznego” (1982), ,,Odczucie i realność” (1983), ,,Przebudzeni do życia” (proza, 1984), ,,Gnoma” (1986), ,,Spojenie” (1988), ,,Stan stworzenia” (1989), ,,Narodziny słowa” (1991), spektakl poetycko-muzyczny w wykonaniu J. Zelnika ,,Odsłona słowa” (1993), ,,W kręgu stanów ludzkich” (1995), ,,Bliskie i konieczne” (1998), ,,Ciągła odsłona” (2003), ,,Jasno i bogato" (2009).
Ostatni wiersz
Klub Muzyki i Literatury 1997 r.
W 2002 r. Marianna Bocian zwierzyła mi się, że kompletuje nowy tomik wierszy, ale bez nadziei jego wydania. Wyjawiłem jej swój pomysł na wydanie wierszy drukiem i wziąłem na siebie skład i łamanie komputerowe.
Kilka dni po promocji książki ,,O ukrytych nurtach w polskiej literaturze – ostatnia rozmowa z Joanną Salamon” (w połowie marca 2002 r. w Klubie Muzyki i Li-teratury), Marianna Bocian przyszła do mnie i przyniosła ostatnią korektę ,,ciągłej odsłony” (tytuł z małej litery na życzenie Autorki), tomiku wierszy, który komponowała od wiosny 2002 r. Do złamanego już tekstu dołożyła wiersz Henryka Skolimowskiego ,,Wierna wróżko” (na IV stronę okładki) i krótki utwór, z prośbą o umieszczenie go przed wierszem kończącym tomik, to znaczy na stronie 100.
Siedzieliśmy przy stole. Paliła papierosy, odpalała jeden od drugiego. Przeglądałem strony korektowe, zapewniając ja, że poprawki naniosę szybko i zgodnie z jej sugestiami. Jednak wydało mi się, że temu nowemu gnomowi należy się osobna strona, ponieważ był oznaczony gwiazdkami i sprawiał wrażenie autonomicznego w treści. Myślę, że jej prośba, aby umieścić go przed ostatnim wierszem była podyktowana jej skromnością. Zawsze była mało wymagająca co do układu wierszy w tomie, bo nie chciała mnie obarczać dodatkowym przełamywaniem. Zaproponowałem jej zamieszczenie powyższej myśli na stronie z numerem 100, a dla wiersza, który poprzednio zajmował to miejsce utworzyć stronę 101. Machnęła ręką.
Owego przedpołudnia mówiła o swoim dzieciństwie spędzonym na Podlasiu. Z wielką pasją wyjawiła, że napisała drugą część ,,Przebudzonych do życia” i chcia-łaby, abym rzecz przepisał i złamał na komputerze, ale to po powrocie z Bełcząca. Próbowała umieścić w jakimś wydawnictwie, lecz zwodzili, a chciała przed… Powiedziała: ,,Czuję, że niedługo pożyję”. Źle wyglądała, jednak nie przypuszczałem, że niedługo umrze. W przedpokoju uścisnęliśmy się i dotknęliśmy policzkami.
Korektę ,,ciągłej odsłony” zacząłem nanosić rano 4 kwietnia i skończyłem tego samego dnia, ponaglany dziwnym przeczuciem, że Marianna Bocian wróci, a ja jeszcze tego nie zrobiłem. 5 kwietnia, w sobotę o 16.00 zadzwoniła z Bełcząca siostra poetki Zenobia. Powiedziała, że Marianna umarła nad ranem, a pogrzeb odbędzie się w Czemiernikach 7 kwietnia o 9.00. Prosiła, abym powiadomił jej przyjaciół mieszkających we Wrocławiu. Dodała, że wybrała mój numer telefonu z no-tatnika Marianny, gdyż był zapisany największymi cyframi.
W niedzielę 6 kwietnia w kościele czytano Ewangelię wg św. Jana: ,,Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przyniesie plon obfity” (J 12, 20-33). Po powrocie do domu sięgnąłem po ostatni wiersz z ,,ciągłej odsłony” zamieszczony na stronie 101.
Czytałem go wiele razy, gdy żyła, lecz nie było w nim tego, co teraz nagle Jej śmierć zapaliła. Ten wiersz wszystko rozjaśnił! A więc już wiedziała. Czy wychodząc z mego domu żegnała się ze mną na zawsze? A czy idąc następnego dnia Ścinawską obejrzała się jeszcze za siebie? A gdy wsiadała do pociągu i wyjeżdżała z Wrocławia czy pomyślała, że już nigdy tu nie wróci? Jak to jest, gdy ostatecznie opuszcza się miasto, w którym zaczynało się życie pełne optymizmu, walki, poezji i klęski przypieczętowanej chorobą? Wracała do gniazdowiska, odlatując stąd, jak ptak przed chłodem, na Podlasie, aby tam umrzeć, i aby oddać siebie krainie, z której wyleciała w młodości. Czy porzuciła Wrocław tym ostatnim wierszem?
6 kwietnia 2003 r.
(Oryginał ostatniego wiersza Marianny Bocian (w moim posiadaniu)
Czarny bez z Krzywej Grobli
Ogród w Wilczym Kącie 2002 r.
Bywała w Wilczym Kącie. Za Kładką Siedlecką skręcaliśmy w lewo i idąc grzbietem grobli, która ciągnie się między rzeką Oławą i Lasem Rakowieckim, docieraliśmy do miejsc porośniętych dzikim bzem. Długą tyką zwieńczoną hakiem z drutu przyginałem gałęzie, a Marianna Bocian zrywała napęczniałe czarnymi kulkami wieloramienne baldachy – wydzielały charakterystyczną, ostrą woń. Mówią, że suszone kwiaty i owoce tego krzewu leczą wszelkie przeziębienia, a wieść niesie, że wieczorki literackie z udziałem Poetki były nadzwyczaj burzliwe i gorące, więc dlaczego ciągle miałem wrażenie, że cierpiała na chroniczne duchowe przeziębienia? Dlatego szukała ciepła i oddawała je szczodrze, natomiast lekarstwo z bzu polecała mi, chociaż ,,przeziębiam” się rzadziej?
Było jeszcze coś w Krzywej Grobli, co przyciągało Ją tu corocznie – ów usypany po wielkim wylewie w 1903 r. wał przeciwpowodziowy, oddzielający Odrę i Oławę. Jego byt jest bezsensowny, wydaje się, że ludzie zapomnieli się w gorączce budowy, a przecież chodziło im o niezespolenie się rozdzielonego żywiołu. To właśnie tu wyjawiła mi, że nie powstrzymywane zło zawsze wzbiera i niesie śmierć. Jest więc Krzywa Grobla i Marianna Bocian dla mnie jeszcze czymś więcej – moją pokrzywioną Polską i wielką Poezją, tu bowiem dzięki Jej dobru nauczyłem się w tej swojej trudnej ojczyźnie utrzymywać równowagę.
Tutaj, przy rzece, została, to znaczy zaniechała wyjazdów do Obornik Śląskich, gdzie są liczne aleje bzem obsadzone, i dała się przekonać, że na ,,marginesie” Wrocławia istnieje enklawa nieskażonej natury. Chociaż zachodni wiatr, niczym miotła, wyprząta złe powietrze z miasta na mój wschód, to istnieje grobla – o pa-radoksie, otoczona wysypiskiem gruzu i lasem bukowym – gdzie bujnie wzrasta uzdrawiająca roślina. Nigdy nie odstręczał mnie jej przykry zapach, liczyło się to z niej, co daje siły. Chyba z tego też względu miłująca słowo Marianna Bocian we wszystkich letnich semestrach mej u Niej nauki odsuwała mi od ust wyrafinowane pokarmy, dające tylko krótkotrwałe szczęście, i nakłaniała do szukania darów Bożych, bo te jedynie zawierają rzeczywiste pożywienie. Czarny dziki bez rokrocznie będzie zakwitał, zawiązywał owoce i, jak mówiła, ,,dopełniał w przemianie światła”, a ja będę cytował skrzydlatym Jej mające wielką wagę słowa, wypowiedziane na tej ścieżce przed pięcioma laty: ,,O moim losie nie tylko zadecydował Słowacki i Norwid, nie tylko ich poezja, ale i ludzka dobroć. Usiłuję ją zachować do końca, do nieuniknionej przemiany, jaką jest śmierć”.
Marianna Bocian już jest po tamtej, przeczuwanej przed odejściem, stronie. Ostatni swój tom wierszy, który przyszło mi składać, zatytułowała dwoma słowami: ciągła odsłona. Kryje się za nimi przypisana wszystkim esencja kresu życia, rozliczenie się przed Potencją, aczkolwiek wiadomo, że tylko nielicznym dana jest łaska pozostawienia światła, takiej przejrzystości, jaką Poetka dała niewdzięcznej Krzywej Grobli – świadectwo prawości człowieka i kunsztu poetyckiego najwyższej próby.
Lipiec 2003
We wsi Mienice 1998 r.
Fot. Sławomir Ząbek
Fot. Sławomir Ząbek
Marianna Bocian mieszkała we Wrocławiu 41 lat. Ostatnio na ul. Ścinawskiej 6/17.
Wacław Grabkowski